Jedyny problem to to, że te drobne różnice widać wszędzie i na każdym kroku. Tutaj jest naprawdę bardzo niewiele rzeczy, które są identyczne jak te, które znam. Są, owszem zdarzają się, ale bardzo rzadko.
Wellington jest miastem położonym nad samą zatoką, więc pogoda tutaj w tym momencie jest podobna do jesieni nad Bałtykiem - pada i wieje (wczoraj wiało z prędkością 50km/h). Morze tutaj pachnie tak samo jak Bałtyk.
Jest taka jedna ciekawa anegdotka, którą opowiedziała nam Amy, obecna MCP. Podobno całe miasto zostało zaprojektowane przez architektów w Londynie. Wszystko było super idealnie itd, potem architekci wsiedli na statek i wyruszyli do Wellington, żeby tutaj wybudować miasto zgodnie z tym, co sobie wymyślili. I kiedy tu przybyli okazało się, że teren, na którym mają wybudować miasto nie jest taki jak sobie wyobrażali - czyli płaski. Mało tego - jest niesamowicie górzysty. Do tego stopnia, że w tym budynku, w którym teraz jestem, to co z jednej strony budynku jest parterem, z drugiej jest drugim piętrem. Wracając do tematu: architekci tylko wzruszyli ramionami i zdecydowali, że i tak wybudują tutaj to miasto zgodnie z planami.
Mimo wszystko Wellington zostało bardzo prosto zaprojektowane - są wydzielone (nieoficjalnie) cztery główne dzielnice centrum, każda o innym charakterze i z innym przeznaczeniem. Centrum dzieli się na:
- CBD (Central Business District), zwane rónież Lambton Quay (od nazwy głównej ulicy w tej częsci miasta - jak nietrudno się domyślić, tu mieszczą się biura niemalże wszystkich firm funkcjonujących w tym mieście. To jest dzielnica biurowców.
- Waterfront - czyl jak nietrudno się domyślić - wszystko w pobliżu zatoki
- Courtnay - centrum rozrywkowe - kina, teatr, mnóstwo klubów, pubów, fast foodów, restauracji. Wieczorem tutaj skupia się życie całego miasta.
- Cuba - jedno wielkie centrum handlowe. Taka nasza "galeria", tylko że "open-air" :)
Dla zainteresowanych - tutaj jest mapka.
W ścisłym centrum chyba właściwie nie ma budynków mieszkalnych - wszyscy mieszkają na tzw. przedmieściach. Pisze "tzw.", bo równie dobrze można w Krakowie nazwać przedmieściami wszystko, co nie jest Starym Miastem.
4 komentarze:
Super! czekam na dalsze opowiesci!
siostra ;-)
Nie do konca morze pachnie tak samo:) Zauwaz ze Wellington jest portem i rzadko ktory port jest taki czysty i pachnacy:) Ja z dziecinstwa pamietam port w Darlowie jako jedna z najbardziej smierdzacych rzeczy pod sloncem :)))
Mnie się tu pewnie nie spodziewałeś... :)
Życzę dobrej zabawy i pozdrawiam :)
Aga Górska
Maryna:
Ok, masz racje - porty zwykle pachna inaczej. Ale tutaj morze pachnie identycznie, jak w Swinkowie, w okolicach Rugii czy Bornholmu.
Prześlij komentarz