No i stało się...
Po 28 godzinach w samolocie, 7 godzinach na lotniskach (ogromnym Heathrow, pięknym Bangkoku i lotnisku w Sydney, gdzie celnicy skonfiskowali mi litr Żubrówki), 10 godzinach różnicy stref czasowych, 3 filmach, w końcu wylądowałem w Wellington.
Na lotnisku w Wellington przywitały mnie Kristi (obecna MCVPF, moja poprzedniczka), Nikita (MCP elect) i Sneha (MC VP X+Projects elect). Przygotowały mi drobne powitanie: pokazały panoramę miasta i poczęstowały typową nowozelandzką przekąską - cheese & beef pie. Dziwne, ale dobre :)
Potem poszedłem do swojego nowego domu i padłem na twarz. Potrzebuję trochę czasu, żeby się przyzwyczaić do zmiany strefy czasowej. Teraz (czyli w ciągu jesieni i zimy) mamy czas +10h w stosunku do polskiego.
Dzisiaj muszę zająć wszystkimi sprawami "administracyjnymi" - konto bankowe, numer identyfikacji podatkowej, telefon komórkowy, etc. A potem trzeba znaleźć sobie pracę...
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz