Przepraszam, że nie pisałem tak długo, ale bolała mnie ręka. Co prawda lewa, a ja piszę prawą, ale w dodatku na biurko rozlała mi się kawa z kardamonem. I policjant złapał mnie za zapalenie świateł mijania, które co prawda powinny być zapalone, ale nie na dachu w kabriolecie. Była jeszcze długa kolejka w warzywniaku po świeży zakwas i mocno opóźnione metro na Białołękę. Wobec powyższego, myślę że jestem usprawiedliwiony. Aha, zapatrzyłem się jeszcze bez pamięci na „M, jak miłość na Wspólnej” i zjadłem schabowe sushi z golonką.
Nie, to nie ja - to Tomasz Sianecki.
Dużo się wydarzyło w tym miesiącu i właściwie nawet nie wiem, od czego zacząć, więc najlepiej zacznę od końca.
Dzisiaj rano All Blacks zagrali ostatni mecz eliminacji Mistrzostw Świata Rugby i jako zwycięzca grupy C wchodzą do ćwierćfinałów. W ciągu najbliższych 24h poznamy też finalistów grupy D, z którymi zagramy mecz ćwierćfinałowy 6 października. Wtedy będziemy grać z Francją, Argentyną lub Irlandią. Ale właściwie na którykolwiek z tych krajów nie trafimy, powinniśmy wygrać. Bardziej martwią mnie półfinały, gdzie możemy się spotkać z Anglią (zdobywcy tytułu 2003) albo Australią (zdobywcy tytuły 1999). I tak źle, i tak niedobrze :( Półfinały za dwa tygodnie.
Nie wiem, czy już się chwaliłem, ale chyba jeszcze nie - dostałem podwyżkę :) Glenn zgodził się dać mi $1 podwyżki. Niby nic, ale jeśli to pomnożyć przez 80h w miesiącu, to jednak robi różnicę. Glenn chce, żebym od listopada pracował dodatkowe 12h w miesiącu i powiedział, że wtedy też będziemy mogli porozmawiać o kolejnej podwyżce. Nareszcie mam jakieś sensowne warunki do życia tutaj. Przy takich zarobkach nawet uda mi się coś zaoszczędzić chociażby na zwiedzaniu kraju.
A teraz opowiem Wam numer miesiąca (albo i całej kadencji...) - historia jest niesamowicie zakręcona, spróbuję przedstawić wszystko tak jasno, jak tylko się da.
Rozdział 1
Jakiś czas temu (2 miesiące chyba) Damy nam powiedział, że ma jakieś problemy na uniwersytecie. Niby go ukończył w czerwcu 2006, zaliczył wszystkie egzaminy, ale z jakichś powodów nie chcą wydać mu dyplomu. Mówił, że może będzie musiał jechać do Nigerii na jakiś czas, ale raczej nie wcześniej niż w grudniu. W grudniu - nie ma problemu, niewiele się wtedy dzieje w AIESEC, na uczelniach są wakacje, ludzie z lokalnych jadą do domu, ogólnie czas urlopów.
Rozdział 2
Każdy z członków teamu ma swego rodzaju kartę telefoniczną. Jeśli musimy gdzieś zadzwonić, a nie mamy pod ręką telefonu biurowego, bierzemy inny telefon, wykręcamy darmowy numer 0-800, podajemy numer karty i numer telefonu, z którym chcemy się połączyć, a koszt rozmowy jest doliczany do rachunku za telefon w biurze. Są dwie główne zalety tego - nie płacimy z własnych pieniędzy za służbowe telefony oraz mamy wyjątkowo tanie rozmowy na stacjonarki (50 centów za godzinę). Każdy ma swoją kartę, ale Damy swoją udostępnił Michaelowi - koordynatorowi ds. alumni. Wszystko było ok, dopóki nagle na bilingu nie pojawiły się 3-4 niesamowicie drogie rozmowy ($20-$30). Był koniec sierpnia. Powiedziałem Damy'emu, żeby zapytał Michael o te rozmowy, bo były to cztery godzinne połączenia z komórkami, a my nie chcielibyśmy wydawać pieniędzy na takie rzeczy. Obiecał, że się tym zajmie.
Minęły dwa tygodnie, Damy nie miał czasu porozmawiać z Michaelem o tych rozmowach. W międzyczasie przyszedł kolejny rachunek - $50. Znowu ta sama historia - "Damy, zapytaj Michaela, czy to on dzwonił z Twojej karty i jeśli tak, to czy to była rozmowa służbowa". Po kilku dniach Damy odpowiada, że Michael się przyznał, że wykonał jedną rozmowę prywatną z tej karty i pokryje jej koszt. Teraz tylko pozostała kwestia pozostałych 4 rozmów.
Rozdział 3
Pewnego dnia coś mi przyszło do głowy. Sprawdziłem numery telefonów z bilingu z listą numerów rad wykonawczych. I oczywiście okazało się, że numery należą członków rad wykonawczych, do których tylko Damy mógłby dzwonić. Damy'emu nagle się przypomniało, że rzeczywiście dzwonił do tych ludzi i rzeczywiście rozmawiał z nimi tak długo, ale nie spodziewał się, że takie drogie te rozmowy będą. Każdy z nas co jakiś czas dzwoni do swoich komitetów. Zwykle umawiamy się na rozmowy z wyprzedzeniem, żeby mieć pewność, że nasz rozmówca będzie miał dostęp do telefonu stacjonarnego - wtedy płacimy 50c za godzinę rozmowy. Nigdy nie dzwonimy na komórki, bo nas po prostu nie stać - to chyba oczywiste, że rozmowy na komórki są drogie. Ale Damy miał oczywiście wymówkę - osoby, z którymi rozmawiał, nie mają dostępu do telefonu stacjonarnego. Powiedziałem mu, że nam się też takie sytuacje zdarzają i w takich przypadkach umawiamy się na Skype. Powiedział, że ludzie nie mają słuchawek i mikrofonów. Powiedziałem, że w takich przypadkach używamy zwykłych chatów tekstowych. W tym momencie usłyszałem taką wymówek, że mi ręce opadły - Damy woli rozmawiać z Mią przez telefon, bo jest bardziej "informatywna". I za tą informatywność musieliśmy zapłacić rachunek o $120 wyższy niż zwykle.
Rozdział 4
Zadzwonił do mnie Michael Drennan, przedstawiciel firmy, która już od pewnego czasu współpracuje z AIESEC Australia, a teraz chcieliby również współpracować z AIESEC w NZ. Umówiłem się z nim na spotkanie, Damy powiedział, że również chętnie weźmie w nim udział. Powiedział mi, że na spotkanie mogę się ubrać "smart casual" (czyli w miarę nieoficjalnie, ale elegancko), bo tutaj tak po prostu to wygląda. Więc ubrałem się "casual": sztruksowa marynarka, sztruksowe spodnie (pod kolor) i czarny płaszcz. Damy najwyraźniej trochę inaczej rozumie "casual" - na spotkanie z przedstawicielem firmy założył koszulkę polo z logiem AIESEC.
Rozdział 5
Dwa dni przed konferencją SpringCo. Cały team narodowy (czyli MC i NST) pracowaliśmy do późna w biurze, żeby dokończyć przygotowania do konferencji. Damy tego wieczora pracował w McDonald'sie, ale miał wrócić około północy. Kiedy o 1.00 szedłem do domu, w biurze wciąż go nie było, do domu także nie wrócił. Dziewczyny zaczęły się martwić, więc próbowały się do niego dodzwonić na komórkę, ale była wyłączona, nie odpowiadał też na smsy. O trzeciej w nocy zaczęły poważnie myśleć o powiadomieniu policji. W końcu Damy odpisał: "Nie martwcie się, wszystko jest ok. Jestem z przyjacielem".
Nick: "Aaaa, pewnie jest z Elaine!"
My: "Z kim?!?"
Nick: "Elaine - nie wiecie o Elaine?"
My: "Czy myślisz, że bylibyśmy tak zaskoczeni, gdybyśmy wiedzieli, o co chodzi?"
Nick: "Dziwne, mieszkacie ze sobą, a nie wiecie, że Damy ma dziewczynę"
Rozdział 6
Konferencja SpringCo. Podszedł do mnie Michael (koordynator alumni) i powiedział, że chciałby ze mną porozmawiać o tych kosztach, na które rzekomo naraził MC. Powiedział, że rzeczywiście pewnego dnia popołudniu zadzwonił do kolegi używając numeru karty, który dostał od Damy'ego. Chciał pokryć koszt tej rozmowy z własnej kieszeni. Gdzieś w trakcie rozmowy wyszło, że zgodnie z bilingiem telefon ten był wykonany o 1.00 w nocy. Michael się bardzo zdziwił, bo był święcie przekonany, że to było popołudnie, nie później niż 6.00 popołudnie. Powiedziałem mu, że to sprawdzę i dam mu znać co i jak.
Wróciliśmy do domu po konferencji. W skrzynce na listy czekał rachunek za telefon domowy. Dziwnie wysoki... Na bilingu znalazłem rozmowę za $30 - telefon komórkowy, numer znajomy... Sprawdziłem szybko tę 50-dolarową rozmowę z telefonu w biurze. Numer ten sam. Zapytałem Nicka o numer telefonu Elaine - numer ten sam...
Rozdział 7
Damy w ostatni wtorek pojechał do Auckland. Dość sporo firm - potencjalnych partnerów narodowych - ma siedziby właśnie w Auckland, gospodarczej stolicy kraju. Więc Damy średnio co miesiąc jeździ do Auckland na spotkania z firmami. Tuż przed wyjazdem, w poniedziałek wieczorem, Damy zorganizował spotkanie MC. Pamiętacie jak pisałem, że Damy może mieć problemy z dyplomem? Poprosił o pomoc brata, natomiast nie wszystko można załatwić przez pełnomocnika. Damy mógł jechać w grudniu, żeby załatwić wszystkie sprawy z tym związane. Ale podobno dowiedział się o całej sprawie ojciec Dany'ego i kazał mu wracać jak najszybciej. Dlatego Damy z Auckland nie wróci bezpośrednio do Wellington, ale spędzi miesiąc w Nigerii. Wiedział o tym już przed konferencją, ale nie chciał nas stresować, więc wolał z tym poczekać do ostatniej chwili - wieczora przed wyjazdem. Jakoś nie przyszło mu do głowy, że ktoś powinien przejąć jego obowiązki. Nie przygotował żadnych informacji dla osoby, która miałaby go zastąpić, nie pomyślał nawet o tym, kto powinien się zająć tą działką.
Rozdział 8
Dla wszystkich w miarę oczywiste było, że czynsz za mieszkanie trzeba płacić, niezależnie od tego, czy się w nim mieszka czy nie. Ale nie dla Damy'ego. W środę (czyli już po wyjeździe) poinformował nas, że nie będzie w stanie pokryć czynszu za mieszkanie i najlepiej by było, gdybyśmy znaleźli sobie współlokatora na jego miejsce.
Rozdział 9
To oczywiście nie wszystko, ale nie chce mi się już więcej pisać...
niedziela, 30 września 2007
Subskrybuj:
Posty (Atom)